czwartek, 3 listopada 2011

Czy to nie śmieszne....

Śmieszy mnie to, że piszę w przestrzeń. Piszę posty, które nikt nie czyta, a jak już zajrzy na strone, to pewnie po przeczytaniu pierwszego zdania rezyguje z dalszej lektury. To ma w sumie pewne pozytywy. Ale mimo to boli. Jak to się mówi wśród gwiazdek i gwiazdeczek "Nie ważne jak o tobie mówią, ważne by mówili. Inaczej nie żyjesz.". Ja dosłownie nie żyje. No to prawda nie jestem blogową boginią, ani blodgerką wyśmienitą, nie piszę nowości, ani nie jestem córką księżnej i pewnie dlatego nie jestem warta tego by przejżeć mój blog. Ja nikogo za to nie winie. Weszłam w ten biznes ze świadomością pewnej i końcowej porażki, która skończy się pod koniec Grudnia. Po prostu mnie to śmieszy. Piszę bo muszę...no możę trochę, bo chcę i dla dobrej oceny. A no prawda, to wszystko później ma przeczytać moja polonistka. Wow szaleństwo! Będę miała jedno wejście pod koniec Grudnia. To napawa mnie dumą. Jak że wielką! Teraz czuję się trochę jak pisarze, którzy piszą do "szuflady", by dzieło mimo, że dobre (nie wiem jak to jest w moim przypadku...), to by nie ujrzało światła dziennego.
Odmeldowuję się, z ciężkim choć wesołym sercem, w ten ciepły i słoneczny jesienny dzień, by wpaść w wir pracy.

au revoir!
Chatte

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz