czwartek, 24 listopada 2011

BON APPÉTIT, czyli kilka słów na temat kuchni francuskiej

Nie jestem osobą doświadczoną w kwesti kulinariów, ale intrygują mnie różne "kuchnie". Szczególnie te orientalne, japońska, francuska czy włoska. Uwielbiam je łączyć z polską. Nie lubie kuchni polskiej, samej w sobie. Jest ciężka, tłusta, nie lekko strawna i pije się w niej za malo wina. Podziwiam ludzi, którzy lubią i umieją gotować. Ja powoli zaczynam się przełamywać w związku z gotowaniem. To nie mój konik, ale jak trzeba to trzeba. Lepiej czuję się w kategorii pieczenia ciast. To jest prostrze o wiele. Masz przepis i się go trzymasz. A przepis zawsze wyjdzie. Ostatnio był długi weekend, miałam duzo czasu i poweidziałam sobie "Wypróbuje przepis na ciasto francuskie! Raz kozie śmierć! Inni mogą, ja też spróbuje." Tak, więc z wielkim zapałem wziełam się za przepis, by rozwinąć swoje umiejętności. Sklad na ciasto jest prosty. Wymieszanie tego również. Jest po prostu męczące. I to bardzo. Trzeba włorzyć na dwie godziny do lodówki, a potem wałkować i tak sześć razy. Wkładasz, czekasz, wyjmujesz i wałkujesz. Po czwartym razie zastała mnie noc i skończyłam to nastepnego dnia. Przez to lub dzieki temu,  przez następne kilka dni, bolały mnie dłonie od walkowania ciasta. Ale satysfakcja i smak takiego ciasta jest niesamowita. To jest nie do opisania. Gdybym była w stanie, to te ciastka, które są w nazwie "ciastkami francuskimi" to producentom wytoczyłabym proces. Bo to co oni nazywają ciastem francuskiem nie może się nazywać nim, a co dopiero być. Coś w stylu jak było z "serem feta", teraz jest "ser typu feta" i tak też powinno być w tej sytuacji. Dlaczego? Bo to jest policzek oddany w strone kuchni francuskiej. Jak można dać do cista francuskiego zamiast masła, margaryne?! Przecież to się nie da jeść! To nazywam obelgą. Przecież jest to wiadome, że trzema sekretami kuchni fracuskiej to: "Masło!Masło! I...Masło!". Nie inaczej! Mój apel brzmi: "Bądźmy bardziej otwarci na przepisy z kuchni naszych sąsiadów! Bądźmy mniej tradycyjni! Eksperymentujmy!"

au revoir!
Chatte

poniedziałek, 7 listopada 2011

Moi drodzy...

Czasami trudno coś napisać by  miało sens, nawet gdy wiesz, że musisz, to jest trudno. Piszesz by zapełnić stronę...Niby powinno być proste, a nie jest. Teoria zawsze jest najprostrza...czemu taka trudna do wykorzystania w rzeczywistości? Teraz ja piszę by pisać. Piszę w próżnie, do ludzi z drugiej części świata i mówię "Cześć. Jaka pora dnia jest u was?". Śmieszy mnie to. Znów to podkreślam...Przyznam się, że zdziwiło mnie, gdy weszłam dziś na strone i zobaczyłam, że frekwencja na moim blogu się zwiększyła, bo w ty miesiącu weszło na strone, uwaga(w tym miejscu zwracam uwagę, że następuje szleństwo jakiego się nie spodziewałam) aż 20 osób. Normalnie szok. Nie spodziewałam się tego w ogóle. Haha to nawet zabawne. Bo sądziłam, że nie będzie ich wcale. A jeśli już, to nie przekroczy jednego wejścia. Tak, więc dziekuję z mojej skromnej strony, bo wzruszyło mnie to. Ogromnie...Naprawdę...Pogoda piękna i jeszcze to....NO normalnie nie wiem co powiedzieć, a raczej napisać....Odebrało mi mowe, a raczęj powinnam powiedzieć klawiature...? Kończę zanim  napiszę coś głupiego. Pozdrawiam i życzę miłego, słonecznego, jesiennego dnia, takiego jaki jest u mnie za oknem w biurze.

au revoir!
Chatte

czwartek, 3 listopada 2011

Czy to nie śmieszne....

Śmieszy mnie to, że piszę w przestrzeń. Piszę posty, które nikt nie czyta, a jak już zajrzy na strone, to pewnie po przeczytaniu pierwszego zdania rezyguje z dalszej lektury. To ma w sumie pewne pozytywy. Ale mimo to boli. Jak to się mówi wśród gwiazdek i gwiazdeczek "Nie ważne jak o tobie mówią, ważne by mówili. Inaczej nie żyjesz.". Ja dosłownie nie żyje. No to prawda nie jestem blogową boginią, ani blodgerką wyśmienitą, nie piszę nowości, ani nie jestem córką księżnej i pewnie dlatego nie jestem warta tego by przejżeć mój blog. Ja nikogo za to nie winie. Weszłam w ten biznes ze świadomością pewnej i końcowej porażki, która skończy się pod koniec Grudnia. Po prostu mnie to śmieszy. Piszę bo muszę...no możę trochę, bo chcę i dla dobrej oceny. A no prawda, to wszystko później ma przeczytać moja polonistka. Wow szaleństwo! Będę miała jedno wejście pod koniec Grudnia. To napawa mnie dumą. Jak że wielką! Teraz czuję się trochę jak pisarze, którzy piszą do "szuflady", by dzieło mimo, że dobre (nie wiem jak to jest w moim przypadku...), to by nie ujrzało światła dziennego.
Odmeldowuję się, z ciężkim choć wesołym sercem, w ten ciepły i słoneczny jesienny dzień, by wpaść w wir pracy.

au revoir!
Chatte